Kilka dni temu internet obiegło wstrząsające zdjęcie. Ogromny łoś, piękne dzikie zwierzę, próbował przedostać się przez żelazny

Łosie giną na naszych płotach – a gdzie jest państwo?

Kilka dni temu internet obiegło wstrząsające zdjęcie. Ogromny łoś, piękne dzikie zwierzę, próbował przedostać się przez żelazny płot w Osieku nad Wisłą. Zawisł między prętami, wpadł w panikę, rozrywał swoje ciało próbując się uwolnić. Umarł w męczarniach.

Nie był pierwszy. I jeśli nic się nie zmieni – nie będzie ostatni.


To nie jest „tylko” smutny przypadek

W Polsce każdego roku dziesiątki, jeśli nie setki dzikich zwierząt giną na ogrodzeniach, drogach, w rowach melioracyjnych i innych „pułapkach” stworzonych przez człowieka. To nie jest „wypadek losowy”. To jest efekt braku wyobraźni, empatii i odpowiednich przepisów.

Łoś jest w Polsce gatunkiem ściśle chronionym. A jednak ginie na prywatnym płocie, który nie spełnia żadnych standardów bezpieczeństwa. Strażacy przyjeżdżają, ale są bezradni. A właściciel posesji? Milczy. Państwo? Też milczy.


Prawo istnieje. Ale nikt go nie egzekwuje

Nie mówimy o „dziurze prawnej”.

  • Ustawa o ochronie zwierząt mówi jasno: nie wolno zadawać zwierzętom cierpienia, również przez zaniechanie.
  • Prawo budowlane wymaga, by ogrodzenia były bezpieczne i nie stwarzały zagrożenia.
  • Ustawa o ochronie przyrody chroni łosia.
  • Dyrektywy unijne (siedliskowa i ptasia) nakładają obowiązek eliminowania barier, które zabijają dzikie gatunki.
  • Nature Restoration Law zobowiązuje Polskę do odtwarzania korytarzy ekologicznych i usuwania śmiertelnych przeszkód.

A jednak – płot stoi. Zwierzęta giną. A państwo udaje, że nie widzi.


To nie jest tylko o łosiu

To jest pytanie o naszą empatię i odpowiedzialność.
Czy naprawdę mamy zaakceptować, że piękne, dzikie zwierzę ginie na naszych oczach w cierpieniu – i nikt nic nie robi, bo „ważniejsze są inne sprawy”? Czy bezpieczeństwo energetyczne albo polityka zagraniczna naprawdę wyklucza elementarną przyzwoitość wobec zwierząt?

Bo jeśli pozwalamy, by publicznie, masowo i bezkarnie ginęły chronione zwierzęta, to co to mówi o nas – jako społeczeństwie i państwie?


Co może zrobić zwykły obywatel?

To najczęściej powtarzane pytanie. „Ale co ja mogę? Tylko płacę podatki i czuję się bezradny”.
A jednak możesz:

  1. Zgłaszać takie przypadki – do gminy, starostwa, RDOŚ, inspektoratu budowlanego. Im więcej oficjalnych zgłoszeń, tym trudniej udawać, że problemu nie ma.
  2. Naciskać na polityków i urzędników – pisać, dzwonić, pytać publicznie. Władza nie lubi wstydu.
  3. Nagłaśniać – w mediach społecznościowych, lokalnych gazetach, radiu. Zdjęcia i historie mają moc.
  4. Łączyć siły – z organizacjami ekologicznymi, fundacjami, ruchami obywatelskimi. Samemu trudno, ale wspólnie łatwiej.
  5. Domagać się zmian systemowych – np. przepisów określających standardy ogrodzeń w rejonach dzikich zwierząt.

A państwo?

Państwo powinno działać już teraz.

  • Nakazać dostosowanie ogrodzeń, które stanowią zagrożenie.
  • Wprowadzić jasne przepisy i standardy.
  • Egzekwować istniejące prawo.
  • Wreszcie – traktować ochronę przyrody jako obowiązek, a nie fanaberię.

Bo nie chodzi tylko o jednego łosia

Ten łoś z Osieka nad Wisłą stał się symbolem. Symbolem państwa, które ma prawo, ale go nie egzekwuje. Symbolem obojętności właściciela, który woli udawać, że nic się nie stało. Symbolem naszej bezradności – i wstydu.

Ale może też stać się symbolem przebudzenia.
Bo jeśli zwykli ludzie nie przestaną pytać, pisać, nagłaśniać i żądać zmian, to może wreszcie ktoś w Warszawie, Toruniu czy Bydgoszczy usłyszy.


Pytanie brzmi: czy pozwolimy, by kolejne łosie konały w męczarniach na naszych płotach?

Czy wreszcie powiemy „dość” i zaczniemy wymagać od państwa – i od siebie – więcej empatii i odpowiedzialności?